poniedziałek, września 07, 2009

Xian -> Chengdu (842km)

Hard sleeper do Chengdu okazał się całkiem przyzwoity. Pociąg był gigantyczny. Miał 17 wagonów i tylko jedną lokomotywę. Nasz wagon miał numer 3, więc musiałyśmy przejść praktycznie cały wzdłuż, by do niego dotrzeć.
Jedno mnie zszokowało - Chińczycy praktycznie przestali palić w pociągu!!!!! No dobra, czasami się jakiemuś zdarzy, ale nie jest to już podróż w oparach dymu, przez które nic nie widać. Nie palą też w poczekalniach na dworcu. To po prostu niesamowite, jak cały naród nagle się nawrócił w ciągu zaledwie 3 lat od mojej ostatniej wizyty. Pewnie przed olimpiadą zrobili im pranie mózgu.

Niestety nasz pociąg zamiast 18h jechał sobie nie wiedzieć czemu prawie 20h. Czysta przyjemność. Nad ranem nie było też wody w umywalniach, więc teraz czuję się wyjątkowo brudna - nie brałam prysznica od dwóch dni. Możecie sobie wyobrazić, jak okropnie śmierdzę.
A Chengdu jest jak jedna wielka sauna. Jest okropnie gorąco i parno. Gołym okiem widać przepływ powietrza. Chyba jeszcze nigdy w życiu tak się nie pociłam. Nawet w Japonii w najgorętszym okresie. Po prostu całą płynę. To obrzydliwe szczerze mówiąc. Pozostaje się tylko przyzwyczaić, bo innego wyboru nie ma.





















W centrum chińskiego miasta bardzo rosyjski teatr.



































Polak, którego spotkałyśmy w Xian polecił nam hostel w Chengdu prowadzony przez Japonkę i Singapurczyka. Niestety najwyraźniej pomylił się i dał nam nie tę wizytówkę. Nieźle się namęczyłyśmy szukając lokalizacji na mapie Chengdu, nim się zorientowałyśmy, że to hostel z zupełnie innego miasta. Jednak okazało się, że w hostelu w Pekinie zgarnęłyśmy też ulotkę właśnie tego polecanego hostelu. Nazywa się Sim's Cozy Garden Hostel. Znajduje się niedaleko dworca (bardzo prosty dojazd autobusem) i ma całkiem przyzwoite ceny za łóżko (40RMB). Zostajemy tu dwie noce. Poza tym oferuje też masę usług dla turystów. Ma bezprzewodowy Internet (rzadkość w Chinach), bardzo rozbudowaną informację turystyczną, organizuje masy wycieczek, ma restaurację, kawiarnię, kafejkę internetową (3RMB/h), bibliotekę z dużym zbiorem książek i zapewne jeszcze inne atrakcje, których wciąż jeszcze nie odkryłam.

W naszym dormie natknęłyśmy się na Anglika, który pokazał nam zdjęcia z trekkingu konnego do górskich źródeł i uwaga, uwaga, A. ZDECYDOWAŁA SIĘ DOSIĄŚĆ KONIA!!!!!! Zapowiada się, że widoki będą niesamowite. Już nawet wykupiłyśmy wycieczkę (610RMB). Ruszamy autobusem do Songpan (stare tybetańskie miasto) rano 9 września. Wieczorem będziemy na miejscu. Tam nocujemy i następnego dnia z samego rana wsiadamy na konie i 4-5h jedziemy do jezior. Nocleg w namiotach na łonie natury i powrót do Songpan następnego dnia. Z powrotem w Chengdu będziemy 12 września.
Zapowiada się nieźle. Nie sądziłam, że A. da się namówić na trekking konny, więc nie wzięłam małego plecaka i dziś z musu nabyłam takowy tutaj. Kosztował mnie całe 79RMB, czyli jakieś 20PLN. Oszałamiająca cena. Jak na plecak jest całkiem przyzwoity. Z regulowanymi paskami, itd. Jednak nawet jeśli to tylko 20PLN, to jednak na tutejsze warunki trochę szkoda, bo to w końcu tyle ile za jeden nocleg i obiad. Jakoś to przeżyję. Może nawet na jakieś prezenty wystarczy skoro nie musimy wydawać kasy na lot samolotem.
W każdym razie w tej sytuacji odpuszczamy sobie Jiuzhaigou i oszczędzamy na bilecie lotniczym do Xi'an. Zamiast tego pojedziemy bezpośrednio pociągiem do Luoyang.

W hostelu oczywiście spotkaliśmy Polaków. Jesteśmy wszędzie. Najwyraźniej niedługo przejmiemy Chiny ;-) Nowo spotkani jadą do Tybetu. Zrobili nam zdjęcie i zapowiedzieli umieszczenie na swojej stronie internetowej: cataian.rao.pl

Pozostałą część dnia spędziłyśmy w WenShu Monastery. Bardzo spokojne i zielone miejsce praktycznie w centrum miasta. Dobra odskocznia w tym niesamowitym upale. No i nie było tam tłumów turystów. Teraz jestem gotowa, by iść pod prysznic i może uda mi się choć trochę zmyć z siebie ten okropny zapach.

 

W drodze do klasztoru WenShu - stara część miasta.
























Klasztor Wenshu - jeden z najstarszych w Chinach.






































Rodzina żółwi w sadzawce klasztowu Wenshu.















Chińskie ptaszysko z grupą
żółwi. 


















































 










Kirin (Qilin, Kylin) - chiński jednorożec, choć nie zawsze
występuje tylko z jednym
rogiem. 






























Dziwna reklama piwa.
























Jutro z samego rana jedziemy oglądać pandy podczas śniadania. Już nawet kupiłyśmy specjalne panda cards za 1RMB, które aktywowane przez telefon (niezła zabawa z Chinką, która bardzo słabo mówi po angielsku, a oczekuje podania masy numerów z karty, paszportu i przeliterowania imienia i nazwiska) zapewnią nam wstęp do Panda Breeding and Research Center, a również do niektórych miejsc turystycznych w Chengdu. Co po południu, nie wiadomo. Na pewno coś sobie wymyślimy ;-)


Przykładowe ceny:
autobus miejski - 2RMB (najwyraźniej 1RMB dopłaty za klimatyzację)
hostel - 40RMB
trekking w Songpan - 610RMB
panda card - 1RMB
Wenshu Monastery - 5RMB
organizowany dojazd z hostelu do pand - 30RMB

Brak komentarzy: