środa, marca 31, 2010

reanimacja

Ostatnio postanowiłam reanimować mojego starego iPoda Nano I generacji, którego kupiłam jeszcze podczas pobytu w Japonii, a którego bateria zupełnie odmówiła współpracy i przestał się już zupełnie ładować, a co za tym idzie za nic nie dało się go włączyć nawet na kablu podpiętym do kompa. Dlatego też zakupiłam na Allegro odpowiedni zamiennik. Specjalnie wybrałam aukcję, gdzie w zestawie znajdowało się "narzędzie pomocne przy wymianie baterii" mając nadzieję, że raz dwa się z tym uwinę.

Niestety wymiana przerosła moje możliwości i nawet "pomocne narzędzie" niewiele mi pomogło. Plastikowy patyczek zagięty na obu końcach wykończyłam walcząc z rozłożeniem obudowy iPoda, po czym okazało się, że bez lutowania się nie obejdzie. Na szczęście zlitował się nade mną znajomy i w kilka minut polutował kabelki.
iPod jest jak nowy :-D

niedziela, marca 07, 2010

opery ciąg dalszy

Dzisiaj od rana chodzi mi po głowie aria Antonii z "Opowieści Hoffmana" Offenbacha.
Jak łatwo się domyślić, byłam wczoraj w operze.
Jeszcze wczoraj "na świeżo" nie mogłam się zdecydować, czy bardziej podobał mi się fragment Olimpii czy Antonii, ale najwyraźniej to ta druga w wykonaniu Aleksandry Szafir zrobiła na mnie większe wrażenie, choć kiedy Iwona Rutkowska wyciągała swoim głosem wysokie tony, to aż mi ciarki chodziły po plecach. No i wizualnie bardziej podobała mi się kreacja Olimpii (bardzo czerwona sukienka baletnicy). Cała opera zrobiona z dużym rozmachem. W tym sezonie to jak do tej pory najlepsze dekoracje i nieźle odjechane stroje. Świetne były żyjące własnym życiem skrzydła doktora Miracle i pełna przepychu scena wycięta jak z weneckiej maskarady w trzecim akcie z gondolami unoszącymi się w powietrzu. Ogólnie jestem pod wrażeniem. Na koniec odtwórca roli Hoffmana - Alexandru Badea, który zbierał oklaski na stojąco przeprosił publiczność, "za swoją kiepską kondycję i że tak słabo dziś śpiewał". Fakt, w jednym miejscu usłyszałam, że głos mu się odrobinę "załamał", ale jeśli TO było kiepskie śpiewanie, to zdecydowanie chcę iść na to jeszcze raz i usłyszeć go, kiedy jest w szczytowej kondycji.

sobota, marca 06, 2010

dziewczyna idealna

Co ma zrobić facet, kiedy nie może znaleźć sobie dziewczyny?
To proste, wystarczy że kupi Nintendo DS i japońską grę "Love Plus".






















Dzięki niej "poderwie" sobie wirtualną wymarzoną dziewczynę, która zawsze będzie przy nim wołając słodkim głosikiem "dzień dobry!", "kochanie!", "bardzo Cię kocham!", itp. Oczywiście wszystko to po japońsku, ale w sumie co to za różnica, kiedy w grę wchodzi miłość :-P

Poniżej krótki zwiastun gry, który przybliża jej klimaty:


Dodam jeszcze, że osiągnęła ona tak dużą popularność w Japonii, że jeden z jej fanów postanowił przenieść swój wirtualny związek na kolejny etap i oficjalnie poślubił Nene Anegasaki - postać z gry. Był to pierwszy w historii ślub człowieka z maszyną :-D Filmik z ceremonii można znaleźć na YouTube.

piątek, marca 05, 2010

powrót zimy

Kilka postów temu stwierdziłam, że "wiosna idzie". Cóż, dzisiaj muszę skorygować ten zapis.
Mój widok z okna uchwycony dziś rano ok. 7:03.
























I znowu muszę skrobać samochód :-(

czwartek, marca 04, 2010

nowy członek konsolowej rodzinki

Dzisiaj dotarła do mnie moja najnowsza konsolka. Długo się zastanawiałam, czy wolę DS Lite czy DSi i ostatecznie zdecydowałam się na nowszą wersję handhelda Nintendo. Tak więc do mojej rodziny konsolek dołączyła dzisiaj DSi Pink :-)
























Jako, że nigdzie nie mogłam znaleźć innej wersji, zakupiłam specjalną edycję z grą. Niestety sama gra "La maison du style" jakoś niezbyt mnie zachęca (coś z modą skierowane do grupy wiekowej 8-12lat). Cóż, jakoś to przeboleję. Taka perełka w mojej kolekcji gier normalnie pewnie by się nie znalazła. Co do samej konsoli to różni się trochę od mojej poprzedniej wersji DS Lite w kolorze tzw. "róż majtkowy". Róż w tym wydaniu jak widać majtkowy nie jest. Poza tym miłym zaskoczeniem jest powierzchnia obudowy. W DS Lite była gładka i błyszcząca, zaś w DSi jest ona matowa i trochę chropowata. Jakoś nigdzie nie wyłapałam tej informacji i byłam dziś mile zaskoczona, gdy rozpakowałam pudełko. Inną różnicą jest na pewno brak slotu GBA, co w sumie dla mnie nie ma znaczenia, ponieważ w poprzedniej konsolce raczej go nie używałam. Zamiast tego dodali dwa aparaty, choć niestety nie można powiedzieć, że zdjęcia z nich są dobrej jakości. Jak znajdę jakąś kartę SD, którą mogę użyć, to spróbuję je zrzucić na kompa. W nowej wersji podobno poprawili głośniki, ale jakoś nie czuję tego. Dźwięk jest równie okropny jak w DS Lite. Inne zmiany to rozmiar, ale nie mając porównania "na żywo" z DS Lite czuję tylko, że jest trochę węższa. Próba podłączenia do Internetu i obejrzenia sklepu Nintendo na razie zakończyła się klęską i jeszcze muszę rozgryźć dlaczego.

Czekam jeszcze aż przyjdą moje folie ochronne na ekraniki i programator. Szukałam też jakiegoś fajnego futerału, ale żaden mi się nie podoba :-(  Jestem otwarta na wszelkie propozycje w tej kwestii. 





















Edit. Czy ja mówiłam, że ta gra jest dla dzieci? No to muszę się przyznać, że jak zaczęłam grać w nią wczoraj wieczorem, to skończyłam dopiero po 1 w nocy. Może to po prostu brak innych gier tak na mnie wpłynął?????

poniedziałek, marca 01, 2010

niedziela z Mozartem






















Moja niedziela kręciła się tym razem wokół opery. Byłam we Wrocławiu na "Weselu Figara". Oczywiście nie przepuściłam okazji, by wstąpić do Coffee Heaven na moją ulubioną kawę. Opera komiczna, więc nie była ciężka. Podobała mi się solówka samotnej hrabiny w drugim akcie, kiedy śpiewa o przemijającej młodości, urodzie i miłości hrabiego. Ogólnie sopran hrabiny w wykonaniu Jolanty Żmurko najbardziej mi się podobał. Kostiumy też były dosyć ciekawe. Stworzone według prostej zasady jeden kolor dla jednej postaci. I tak hrabina była cała niebieska (łącznie z włosami), hrabia cały czerwony, Figaro fioletowy, itd. Jedynym dużym minusem były napisy z błędami w stylu zuchały zamiast zuchwały, seca zamiast serca. Po prostu zrezygnowałam w pewnym momencie z czytania ich, bo mnie męczyły.