piątek, lipca 29, 2011

w końcu urlop

Ostatni dzień przed urlopem ciągnie się niemiłosiernie. Do 9:00 zdążyłam skończyć wszystkie moje zadania na dzisiaj i pozostało mi 7h do zapełnienia. Robię sobie mapki Berlina :-) Wiem już jak trafić do chińskiej pierożkarni WOK Show (podobno pierożki fantastyczne i za 10EUR dostajesz całą masę sztk 20 - sprawdzę w czwartek), do japońskiej księgarni Yamashina (powieści w krzaczkach nigdy za wiele), do azjatyckiego supermarketu Vinh Loi (może znajdę coś pysznego) i do dwóch koreańskich restauracji: Monsieur Voung i Good Morning Vietnam. Obie są na tej samej ulicy w dzielnicy, w której mamy zarezerwowany hostel, więc jedna z nich stanie się miejscem naszej kolacji w środę.

A tak w ogóle to urlop spędzę na Bornholmie jeżdżąc rowerem po płaskich i równych ścieżkach rowerowych i nocując pod namiotem. Oby tylko nie padało....
Jednak nic nie poradzę na to, że w tej chwili myślę głównie o pysznościach, które czekają na mnie w Berlinie :-) Polecono mi też currywurst i chcę nabyć trochę czekoladowych i marcepanowych słodkości (tak żeby nie było, że tylko mam zamiar azjatyckie rzeczy pałaszować).

Poza tym coś zwiedzę, ale jako że czasu mało ograniczę się do wieczornej panoramy miasta z wieży telewizyjnej i Bramy Brandenburskiej. Większe zwiedzanie już się planuje na jakiś długi weekend jesienią tego roku.

Wyjazd dziś po pracy. O 3:30 wsiadamy na prom w Sassnitz i o 7:00 powinniśmy być w Ronne. Mam nadzieję, że nie padnę na twarz zaraz po wyjściu na brzeg :-/ Wracamy w czwartek wieczorem. Jestem już w większości spakowana (sakwy pękają w szwach), iPhona zapełniłam serialami, ebookami i audioksiążkami, żeby mieć w zapasie moje małe centrum rozrywki. Mam nadzieję, że na polu kempingowym będzie prąd, bo to mój odwieczny problem. Chyba też powinnam się zastanowić nad zakupem Kindla (podobno bateria trzyma nawet do 3 miesięcy!).

piątek, lipca 15, 2011

Melancholia


Byłam w kinie na "Melancholii" von Tiera. Dziwny film o ludzkiej psychice, depresji i końcu świata. Miejscami nudny, choć mam wrażenie, że w tych miejscach właśnie miał być nudny. Mimo to ciężko wyrzucić go z pamięci. Od kilku dni ciągle o nim myślę. Niestety muzyka nie do zniesienia. W kółko Preludium do Tristana i Izoldy Wagnera. Nie lubię Wagnera. Pod koniec musiałam zatkać uszy, bo już nie mogłam tego wytrzymać. Wychodząc z kina widziałam człowieka, którego wgniotło w fotel. Gdy wszyscy inni już wstali, on siedział w bezruchu patrząc w czarny ekran niewidzącym wzrokiem.