środa, grudnia 17, 2014

przez pył do Sen Monorom

Dziś dotarłyśmy do Sen Monorom i jest KOSZMARNIE zimno. Temperatura nie przekracza 20 stopni i okropnie wieje. Poznajemy tu nowy poziom zimna. A może powinnam napisać nową definicję zimna. Ludzie chodzą tu w kurtkach zimowych obszytych futrem!

Rano wsiadłyśmy w Phnom Penh do ekspresowego minibusa, który przez całą drogę pędził jak szalony zarówno po czerwonym klepisku jak i po nowych asfaltowych drogach. Powierzchnia nie była dla niego żadną zmienną. Żadne znaki na drodze również nie są tu ograniczeniem, choć mam wrażenie, że jak był taki ograniczający prędkość do 30km/h to zwolnił do 70km/h... Znaczenia linii ciągłej także jeszcze nie poznali. Z drugiej strony w pewnym sensie podziwiam technikę kierowcy w Kambodży. Komunikacja klaksonowa jest tu na bardzo wysokim poziomie. Może oznaczać coś w stylu "zjedź mi z drogi ty bałwanie" do wolniejszego kierowcy z przodu, albo "uwaga, wyprzedzam i nie widzę, czy ty tam jedziesz za zakrętem", itp. W każdym razie dowiózł nas w obiecane 5h i mimo szalonej prędkości, podskakiwania na dziurach i wybojach oraz potrzeby balansowania ciałem na zakrętach, była to dosyć wygodna podróż.

Sen Monorom okazało się nie być taką dziurą zabitą dechami jak je ocenił Robert z Nomadów. To całkiem spore miasteczko. Z przystanku postanowiłyśmy podrałować na piechotę do naszego Tree Lodge, więc sporo obejrzałyśmy włażąc z górki na górkę, bo Sen Monorom to już są góry i jest dżungla. No i są też komary roznoszące malarię, więc stosując się do rady Roberta zaczęłyśmy zażywać profilaktycznie Malarone. Liczymy, że nic nam nie będzie i że znajdziemy się w grupie ludzi bez skutków ubocznych, które są naprawdę okropne. Smarujemy się też Muggą, ale stwierdzam, że ta w spreju tu nie działa, więc nie warto nawet zawracać sobie nią głowy. No chyba że do opryskania moskitiery, ale skoro na skórze nie działa, to i na moskitierze pewnie zbyt efektywna nie będzie. Jedynie Mugga w kulce coś daje. Nasz hostel to takie drewniane domki pełne dziur i przewiewów, co przy tej temperaturze troszkę mnie martwi. W naszym są dwa duże łóżka z moskitierami i ciepłymi kocykami i łazienką na kamieniach. Jednak dziś jest tak zimno, że prysznic sobie daruję. Do tego wieje okropnie. Jeśli do jutra pogoda się nie poprawi, to pewnie nici z pływania ze słoniami :-(

Po zajęciu naszego domku przeszłyśmy się do miasteczka na obiad w postaci ryżu z warzywami i kurczakiem i potrawy amok, która wydaje się być czymś w stylu dania curry tyle że z parzoną rybą. W Green House Restaurant spotkałyśmy parę Francuzów do towarzystwa przy jedzeniu, którzy postanowi również wybrać się na ten sam co my trekking ze słoniami. W lokalnym sklepie zaopatrzyłyśmy się też w ciastka na trekking i takie małe banany, których u nas nie sprzedają. Jest okropnie zimno, ale chyba już to pisałam. Siedzimy z dzbankiem herbaty w lobby naszego hostelu, jednak to niewiele daje. Trzyma mnie tu jedynie Internet, którego zasięg nie dochodzi do domku. Inaczej byłabym już zakopana pod kocem.

Zapomniałam jeszcze napisać, że miałyśmy dziś problem z walutą w Phnom Penh. Khmerzy NIE CHCĄ PRZYJMOWAĆ starych dolarów (tych czarno-białych) o wysokich nominałach, czyli 50$ i więcej. Najwyraźniej uważają, że można je łatwo podrobić i nie mają do nich zaufania. Tak więc dobra rada, do Kambodży zabierajcie tylko nowe, kolorowe dolary. Na szczęście udało nam się wydać dwie ostatnie pięćdziesiątki tutaj, więc nie ma obawy, że przywieziemy je z powrotem do domu.

A tu kilka widoczków z Sen Monorom:

 
 
 
Kolejne dwa dni spędzimy w dżungli na trekkingu, więc wpisów nie będzie. Wracamy tu 19/12, a 20/12 jedziemy już do Kratie, gdzie chcemy zobaczyć słodkowodne delfiny Irrawaddy i może pokręcić się trochę po prowincji na rowerze.
 
Ceny:
9$ noc w Nomads Hostel w Phnom Penh
14$ minibus do Sen Monorom
70$ dwudniowy trekking ze słoniami w dżungli
5$ noc w Tree Lodge w Sen Monorom
5$ obiad w Sen Monorom

 

 

Brak komentarzy: