poniedziałek, grudnia 19, 2011

Ha Noi

W końcu jesteśmy w Ha Noi. To była na prawdę długa podróż.

Samolot z Moskwy jednak miał trochę opóźnienia. Jak już nas załadowali to jeszcze odbyło się jego odśnieżanie. Podjechały samochody z ramionami, z których poleciała jakaś woda na skrzydła i dach samolotu, a potem jakiś proszek. Ciekawe. Pierwszy raz widziałam odśnieżanie samolotu i to takiego wielkiego Boeinga. Ten samolot również nie był pełen i praktycznie cały tył miał wolny. Co mądrzejsi pasażerowie (w tym my) przenieśli się na niezasiedlone obszary i tym sposobem nagle miałam cały rząd trzech miejsc tylko dla siebie. Wyciągnęłam się na nich wzdłuż z masą zwiniętych koców i poduszek pod głową i tak spędziłam większość lotu. Całkiem wygodnie mi było i mam nadzieję, że w drodze powrotnej też tak będzie. Niestety do oglądania nic ciekaweg nie puścili. Nie było też filmów na żądanie, tylko wszystkie leciały równocześnie w kółko. Bez większego entuzjazmu obejrzałam "Genezę planety małp", choć nie od początku i poszłam spać. A raczej próbowałam spać acz niezbyt mi to wychodziło. Za to jedzenie było w porządku. Po dwa dania do wyboru na kolację i na śniadanie. Podali też owoce i tym sposobem po raz pierwszy miałam okazję spróbować smoczego owocu, jednak nie jestem w stanie opisać jego smaku. Ni to słodki ni to kwaśny. Podróż przebiegła spokojnie, choć przy lądowaniu nieźle nami zarzuciło na boki.

Podczas przesiadki w Ho Chi Minh City (HCMC), czyli starym Sajgonie, powitał nas 27 stopniowy upał. Od razu poczułam, że mam na sobie bieliznę termiczną i pognałam się jej pozbyć do najbliższej łazienki. Mam wrażenie, że jest środek lata. To bardzo przyjemne uczucie, szczególnie gdy przypomnę sobie śnieżycę w Moskwie. Do tego palmy i inne dziwne roślinki dodatkowo wzmacniają wakacyjny nastrój. Odprawa w HCMC była dziwna. Nagle się okazało, że zamiast zrobić transfer na lot do Hanoi, najpierw musimy iść do odprawy celnej i co jeszcze dziwniejsze odebrać bagaże, które w Moskwie zostały już odprawione do Hnoi. Następnie bagaże odebrała od nas jakaś kobieta przed wyjściem z lotniska a nas wysłała w kierunku odlotów krajowych byśmy ponownie zrobiły odprawę tym razem na lot do Ha Noi. Strasznie to było wszystko pokręcone. Nawet zastanawiałam się czy nasz bagaż na pewno dotrze razem z nami do Ha Noi, szczególnie po tym gdy zobaczyłam wielką kolejkę do okienka find & lost w HCMC. Na szczęście nigdzie się po drodze nie zgubił.

W Ha Noi nie jest tak gorąco jak na południu Wietnamu. Tu można poczuć zimę. Jest "zaledwie" 20 stopni. Na lotnisku czekał już na nas kierowca zamówiony z hostelu. Dobrze, że zdecydowałyśmy się na taksówkę, bo już nie miałam siły na szukanie lokalnego transportu do miasta po tych wszystkich godzinach podróży. Z lotniska do Old Quarter jest jakieś 30km. Ha Noi jest zatłoczone i chałaśliwe. Wszyscy na wszystkich trąbią. Po drodze z lotniska mijaliśmy masy fabryk w tym np. japońskiego Canona. Pewnie przez nie jest tu tyle smogu co w Pekinie, czyli niebieskiego nieba brak. Zabudowa to głównie wąskie wysokie domy wolnostojące lub połączone w szeregi. Nasz hostel znajduje się w małej uliczce, z której znalezieniem na pewno miałybyśmy sporo problemu. Sprawia bardzo dobre wrażenie. Jest czysty i z sympatycznym personelem. Zaraz po prysznicu poszłyśmy dowiedzieć się na recepcji jakie mamy opcje wycieczki do Zatoki Ha Long. Na pierwszy ogień poszła oferta rejsu luksusowego. Zdjęcia wyglądały zachęcająco, ale 128USD już nie. Na prośbę o coś tańszego pokazano nam ofertę o "znacznie" niższym standardzie za 89UDS. Nie mam pojęcia dlaczego niby był niższy, bo dla mnie wyglądał tak samo jak ten droższy. W końcu niechętnie pani w informacji wyciągnęła nam ofertę za 60USD, ale zaznaczyła, że to już jest najniższy standard i na pewno nie będziemy zadowolone. To była zdecydowanie oferta dla nas :-D W prawdzie liczyłam na max. 52USD, ale 60USD to też nieźle, a ja już na prawdę nie miałam siły szukać czegoś innego gdzieś indziej. Tak więc jutro o 8:00 ruszamy do Ha Long Bay.

P.S. Roaming T-Mobile nie działa w Wietnamie! To skandal. Napisałam wściekłego maila do operatora, ale na odpowiedź muszę poczekać aż wrócę z rejsu. Nasłałam też na nich rodziców.

Brak komentarzy: