sobota, grudnia 24, 2011

ciężki dzień

Całą noc chorowałam. Pozbyłam się całego obiadu w każdy możliwy sposób :-/ Dobrze, że mam całe stosy przeróżnych medykamentów na takie okazje. Jest też dobra strona tego wszystkiego - siedząc o 3:00 w nocy na podłodze w łazience mogłam w spokoju zrobić sobie prowizoryczny manicure, bo już mi zaczął bardzo przeszkadzać pazurek na moim przytrzaśniętym palcu.

W tej sytuacji przymiarka u krawca nie była możliwa :-( Rano A. zdobyła dla mnie suchą bułkę i herbatę. Dorzuciłam do tego listek węgla i ległam bez życia na łóżku. Ok. 11:00 wróciła A. z dziewczyną od krawca. Skoro ja nie mogłam na przymiarkę, to przymiarka przybyła do mnie. Ubrania ok. Nie mam siły dobrze im się przyjrzeć. O 13:00 niestety musiałyśmy zwolnić pokój i do 15:00 czekałyśmy na recepcji na nasz transport na lotnisko w Da Nang. Do HCMC leciałyśmy liniami Jest Star - to taki azjatycki Ryanair. Napoje na pokładzie płatne, ale bilety tanie (ok. 70USD). Lot był okropny, choć fotele wyjątkowo wygodne, ale mało miejsca na nogi. Przed nami siedział jakiś okropny bachor i przez całą drogę wydzierał się niemiłosiernie, a ja zapomniałam moich korków do uszu :-( Z samolotu wysiadłam totalnie wykończona. O dziwo na lotnisku nie obskoczył nas zaraz tłum taksówkarzy pytających, czy nie potrzebujemy transportu. Musiałyśmy same poszukać taksówki i było trochę dziwne. Na północy ludzie byli zdecydowanie bardziej natrętni, choć w sumie zupełnie mi to nie przeszkadzało. Na południu, jak to powiedział poznany w Ha Long Kanadyjczyk, ludzie są bardziej wyrafinowani. Być może. Kolejnym zdziwieniem była taksówka. Na pytanie za ile zawiezie nas do hostelu, dowiedziałyśmy się, że według licznika! Na prawdę tak było - zero tajemniczych przycisków magicznie przyspieszających obroty licznika (taxi z piramidką). Byłam pełna podziwu.

Do hostelu dotarłam totalnie wycieńczona ostatkiem sił. Okazało się, że nie mają wolnych żadnych dwójek i wpakowali nas do obskurnej czwórki - ciasnej i ciemnej i z popsutą lampką. Jednak A. zadziałała i dali nam lepszą trójkę z przestronnymi łożami. Jutro mamy dostać naszą dwójkę. Planujemy zostać tu 3 noce.

Jet Star (zdjęcie by A.)

nasz hostel - My My Arthouse (zdjęcie by A.)

Brak komentarzy: