Poza niedoszłym hanabi miałam dzisiaj swoją cotygodniową lekcję polskiego w Shinjuku. Zaczynam mieć wrażenie, że moja uczennica zaczęła się w końcu trochę uczyć. Może jednak odkryję w nauczaniu swoje powołanie....... Oczywiście żartuję. Nie podejrzewam się o skłonności masochistyczne, no ale czego nie robi się dla pieniędzy. Po lekcji nierozważnie wpadłam na pomysl by zajrzeć (tylko zajrzeć) do jednej z największych księgarni w Tokyo - Kinokuniya. No i oczywiscie wyszłam obładowana książkami i uboższa praktycznie o mój miesięczny dochód jaki mam z lekcji polskiego. I to znowu wszystko z winy deszczu, bo zaczął tak bardzo pdać, że będąc bez parasola nie mogłam się ruszyć i spędzilam bardzo długi czas błądząc między półkami pełnymi książek. Tak więc nie mam kasy, ale za to mam nowe drukowane nabytki. Zarówno podręczniki do japońskiego jak i powieści w owym języku, a nawet dwie fantasy po angielsku. Czyli w sumie dzień nie był taki zły.
A to zdjecie moich zakupów, no i niezbyt czystej podłogi (jutro definitywnie idę po odkurzacz). Torba po prawej ma nawet przeciwdeszczowe ubranko:
Tags:
2 komentarze:
Heheheeh mitsuketa :DDD Hmmmm.....i co mam teraz tu napisac??!!Zwykle sie pisze 'o jaki fajny blog' i inne bzdury, a ja ci nawet skalmac nie moge :P Czekam na dalsze, rownie fascynujace czesci hehe :P I bezchmurnego jutra !!
Jak mi sie juz wpisujesz malpko, to chociaz nie dwa razy ten sam tekst, co ;p
Prześlij komentarz