piątek, sierpnia 18, 2006

dzień, jak co dzień?

Z bólem muszę stwierdzić, że mój i-pod (który ma na imię Bielik, tak poza tym) jest zabójcą słuchawek. Najpierw rozwaliłam oryginalne białe, a dziś przestały działać moje wieloletnie Sony, które nie jedno ze mną przeżyły i byłam pewna, że nic nie jest w stanie im zaszkodzić. Jak widać myliłam się. Pozostaje mi tylko przed wyjazdem wybrać się do Akihabary i kupić jakieś nowe. Może wytrzymają podróż przez Chiny. Chyba przestanę nosić Bielika w kieszeni, bo podejrzewam, że to może być przyczyną śmierci kolejnych par słuchawek.
Bielik-zabójca w swoim niewinnym różowym ubranku

Dziś w końcu załatwiłam wszystkie papierkowe rzeczy jakie mi pozostały na ten miesiąc. Udałam się do biura na moim wydziale i nawet wiem już na pewno, że swój bilet lotniczy będę miała do odebrania w ISCu, co mnie bardzo uspokaja. Po powrocie z Chin nie będę musiała latać po Tokyo w poszukiwaniu żadnej agencji - czyt. więcej czasu na ostatnie zakupy przed powrotem do Polski.
Zapłaciłam też swój ostatni czynsz za akademik. Nawet zrobiłam mu w locie zdjęcie:

W drodze powrotnej z uniwerku wstąpiłam do księgarni po taśmę klejącą, by zatejpować klejne pudło do wysłania. I co? ..... i oczywiście wyszłam z naręczem książek. Ja stanowczo nie powinnam samotnie wchodzić do takich sklepów. Najwyraźniej zamiast dwóch będę musiała wysłać jeszcze trzy kartony.

Dziś wyjechała kolejna osoba. Tym razem to Connie nas pożegnała. To już trzecia. W przyszłym tygodniu Marie, Parris i Jon. Nikt już nie zostanie. To znaczy oczywiście będą jacyś ludzie w akademiku, ale nikt z kim się przyjaźnię :( nie wliczając w to Aśki. Dobrze, że już za 2tyg jedziemy do Chin inaczej byłoby tu starszliwie nudno.

Brak komentarzy: