czwartek, stycznia 08, 2015

Bezrożna Kambodży

Ostatniego dnia w Kampot i ogólnie w Kambodży (ależ ten czas szybko minął!) postanowiłyśmy wykorzystać to, że tak świetnie idzie nam zwiedzanie na skuterach i pokręcić się po bardziej niedostępnej okolicy. Wskoczyłyśmy na nasze bestie i ruszyłyśmy do tajemniczej jaskini Phnom Chhngok, by zobaczyć w niej urytą świątynię Shivy z cegły z VII w. (!!) Do jaskini jest tylko 8 km z Kampot, ale gdy jedziesz wiejskimi, wyboistymi drogami 20 km/h łatwo się zgubić, więc droga może zająć sporo czasu. Jaskinia jest znacznych rozmiarów. Przed nią czekają już na turystów gromady miejscowych dzieci, które chętnie pokażą jaskinię. Jest też improwizowana kasa biletowa (z dorosłym) i strzeżony parking, płatny oczywiście choć "ile łaska". My zdecydowałyśmy się skorzystać z usług młodego przewodnika, który zaprowadził nas do jaskini, gdzie pokazał ciekawe kształty skalne w formie zwierząt i oczywiście świątynię. Imponujące, że jest tak stara. Na koniec zaproponował, że wyprowadzi nas inną drogą. Straszna była. Ciemna i pełna wąskich przejść, z których miejscami trzeba było zeskakiwać w ową ciemność. Po drodze mijaliśmy grotę nietoperzy, które kłębiły się nad naszymi głowami w świetle latarek (koniecznie trzeba mieć je ze sobą). Droga wydawała się wiecznością, choć przejście trwało najwyżej 10 min. Na zewnątrz odkryłam, że jestem zlana zimnym potem i to tak totalnie. Niezły test na odwagę miałyśmy.

 

Wiejska okolica i bezdroża Kambodży

 
To jak z filmu "Czas apokalipsy" :-D

Wspominałam, że w Kambodży nie jeżdżą pociągi?

Kambodżańskie bezdroża

 
A tu ja i moja czerwona bestia

Mroczna jaskinia z ceglaną świątynką

 

Po jaskini udało nam się trafić również do sporego jeziora, które próbowałyśmy objechać, ale się nie dało, a potem postanowiłyśmy wpaść jeszcze na targ krabów w Kep skoro już byłyśmy w okolicy. W drodze powrotnej zboczyłyśmy w stronę pół solnych, które stanowiły bardzo malowniczy widok. Dzięki GPSowi udało nam się wrócić bocznymi dróżkami do Kampot, gdzie odwiedziłyśmy jeszcze sortownię pieprzu Farmlink. Zobaczyłyśmy tam jak pieprz wygląda, gdy rośnie i jak się go suszy. Mogłyśmy też spróbować pieprzu czarnego, czerwonego i białego, a na koniec złagodzić pieczenie w ustach łyżeczką cukru palmowego. Fajne doświadczenie. Zrobiłyśmy tam również pieprzno cukrowe zakupy.

 

Pola solne

 

Dzień zakończyłyśmy wycieczką do sklepiku Tiny Kampot Pillows, w którym mają bardzo rozsądne ceny - na tyle rozsądne, że nawet nie chce ci się targować i dają zniżki. Masy prezentów są właśnie stamtąd ;-) A potem był tylko chillout :-)

 

Farmlink

 

Cillout ;-)

 

Brak komentarzy: