niedziela, stycznia 04, 2015

senne Kampot

Od wczoraj jesteśmy w Kampot. Zaraz po zejściu z promu z buta nabyłyśmy bilet na autobus do Kampot i kilka minut później byłyśmy już w drodze. Błyskawiczna akcja. Podróż potrwała jakieś 2h, wylądowałyśmy w miasteczku, odpaliłyśmy mapę (GPS w telefonie się przydaje) i odkryłyśmy, że jesteśmy przy hostelu, do którego chciałyśmy się udać - Hour Kheang Guesthouse. Rezerwacji nie miałyśmy, ale pokój był. Tradycyjnie bez okna, ale z wiatraczkiem, ciepłą wodą w łazience i nielimitowanym prądem i wi fi. Witamy w cywilizacji! A do tego bardzo komfortowo położony, zaraz przy rzece.

 

Zachód słońca nad rzeką:

 
 
 
 
 
 

Dzisiaj spędziłyśmy leniwy dzień na spacerowaniu po miasteczku. Kampot bardzo mi się podoba. Klimatem przypomina mi trochę Kioto, ale nie ma tych wszystkich świątyń na każdym kroku. Ma za to rzekę, stary most składający się z trzech kompletnie różnych fragmentów i masy starych postkolonialnych budynków, które stopniowo są remontowane. Poza tym miasteczko słynie ze swojego pieprzu, soli i durianów, na które sezon jest niestety w kwietniu i maju. Ma pomnik duriana na rondzie i na kolejnym zbieraczy soli, a większość knajp tutaj ma w nazwie "happy" (szczęśliwy). Jest zupełnie inne niż Phnom Penh. Spokojne, senne, przyjemne. Można tu się zrelaksować nad rzeką i po prostu przyjemnie spędzić czas. A do tego jest najczystszym miejscem w Kambodży jakie widziałam. Oni tu faktycznie sprzątają ulice!

 

Postkolonialne budynki:

 
 
 
 
 
 
 
Retro kino:
 
Stary most:

 
Mają też stadion:
 
I okropne pofrancuskie więzienie (wciąż działające):
 
Wspomniane pomniki:
 

 

Podczas naszego spaceru dotarłyśmy też do targu, gdzie kupiłyśmy sobie rambutany i smoczy owoc i jujubę (taka zielona, byłyszcząca piłeczka), którą pani na miejscu nam pokroiła i pokazała jak zjeść. Interesujący smak, cierpko-słodki.

 

Targ i smoczy owoc:

 

 

 
 
 
Sajgonki:
 
Teraz już obie jesteśmy przeziębione (kaszlemy jak suchotnice) i eksperymentujemy z lokalnymi lekami (zaczęłyśmy od kodeiny). Na zdjęciu widoczne też nowe mydło Asi i mój drink pomarańczowy z pływającym syfem:
 

Wieczorem natomiast wybrałyśmy się na poszukiwanie świetlików! Był to ponad 2-godzinny rejs łodzią po rzece, świetliki oczywiście też były. Całe masy! Rozświetlały drzewo jak maleńkie żaróweczki. Wspaniały widok :-)


Ceny:

6$ bilet Sihanouk-Kampot

12$ noc w pokoju typu twin

5$ rejsy łodzią po rzece ze świetlikami



Brak komentarzy: