wtorek, stycznia 06, 2015

Słoneczne Kep i targ krabów

Dzisiaj mój żółciutki acz szwankujący skuter został wymieniony na czerwony i z samego rana ruszyłyśmy do Kep - dawniej willowy kurort nadmorski obecnie mocno podupadły z masą opuszczonych rezydencji i jedną z najpiękniejszych plaży wybrzeża, na którą specjalnie dowożą drobniutki piasek. Do Kep można dojechać główną drogą krajową, a następnie należy zboczyć w bardzo szeroką drogę z czerwonego pyłu prowadzącą w kierunku morza. Nie powiem, by jazda po niej była super wygodna, ale dało radę.

 

Zaraz na wjeździe znajduje się targ krabowy - najlepsze miejsce, by zjeść owoce morza z jakim się tu spotkałam. Wszystko świeże, prosto z wody wrzucone na grilla i można jeść. Wiedzieliście, że krabiki mają niebieskie nogi? Bo ja nie, a tutaj właśnie takie mają. Na targu pracuje masa poławiaczy, sprawdzających klatki na kraby, czyszczących ryby, kalmary, a nawet był jeden człowiek siekający wielką płaszczkę na części. Zjadłam kalmara na patyku (udało mi się opryskać tuszem jedną z moich ulubionych koszulek) i krewetkosy. Mniam. Pysznie było. Mogłabym się tu stołować codziennie.

 

Po śniadanku wylądowałyśmy na dwie godzinki na plaży miejskiej. Plaża i widok fajne, ale jednak wolę bardziej ustronne miejsca na plażowanie, a nie środek miasta. Za to droga wzdłuż wybrzeża coś wspaniałego. Mogłabym nią jeździć w kółko. Pojechałyśmy jeszcze do małego oceanarium w pobliżu portu, skąd odpływają statki na Króliczą Wyspę, w którym mają masy niezwykłych rybek i dzięki wskazówkom miłej dziewczyny z owego oceanarium udało nam się trafić bardzo wyboistymi dróżkami na fermę motyli, którą stworzył sobie jakiś bogacz przy swojej rezydencji i udostępnia za darmo zwiedzającym. Ogólnie bardzo przyjemna wycieczka zakończona na dodatek krabikiem w restauracji z superanckie widokiem na ocean.

 

Targ krabów

 

Plaża i wybrzeże w Kep

 

Ferma motyli

 

Krabik na obiad

 

A z rachunkiem ananasa podali


 

Brak komentarzy: