środa, sierpnia 04, 2010

The Gap of Dunloe

Siedzę właśnie na kamlocie na jakiejś górze i klnę. Pokusilam się dziś na Przełęcz Dunloe i to był najgłupszy pomysł na świecie. Do tego mój. Postanowiłam ze wypożyczymy rowery, łodzią przeplyniemy trzy jeziora aż do Brandon's Cottage i stamtąd na rowerach przejedziemy przez przełęcz i dalej z powrotem do Killarney. Idiotka. Równie dobrze mogłam nie pożyczać roweru i zaoszczędzić 15€, bo nie dość że całą drogę pod górę do przełęczy przeszłam na piechotę, to jeszcze musiałam targac ze sobą 3kg rower. Nienawidzę gór i rowerów. Przez całą drogę towarzyszył mi zapach końskiego łajna. Miałam szczerze gdzieś widok na jakieś góry porośnięte zielenią. Jak dla mnie mogą je przerobic na kostkę brukową. Zaczęłam się nawet zastanawiać nad sprzedażą mojego roweru, bo nagle znienawidziłam je wszystkie.

Początek był całkiem spoko. Dostaliśmy znowu te same rowery, co wczoraj i w parę minut byliśmy pod Zamkiem Ross skąd wypłwają łodzie w różnych kierunkach. Na miejscu od razu zaczepił nas jeden z "zaganiaczy" i zaraz mieliśmy łódkę, która miała naz zabrać z rowerami do Lord Brandon's Cottage. Prócz nas zebrało się wiecej rowerzystów podążających w tym samym kierunku, więc wszystkie rowery wyladowały na jednej łodzi, a ludzie na dwóch innych i tak ruszyliśmy w drogę. Przepłynięcie trzech jezior i dwóch rzek zajęło jakie 1,5h. Po drodze trochę bujało na największym jeziorze, ale jakoś przetrwaliśmy. Na kolejnych było już OK. Pogodę też mieliśmy niezłą. Chwilami padało (w normie), ale częściej wychodziło słońce. Nawet za bardzo nie zmokliśmy mimo, że łodzie są odkryte. Dobrze jednak, że zabrałam ze sobą obie bluzy i sztormiak, bo było dosyć zimno na wodzie.

Szczęśliwie dotarliśmy do chaty Lorda Brandona, gdzie oczywiście jest teraz restauracja i zrobiliśmy sobie krótki postój przed ruszeniem w drogę już na rowerach. Pokusilam się tam na koszmarnie drogie ciasto rabarbarowe na ciepło z bitą śmietaną. Dobre było, choć trochę małe.

Tak wzmocnieni ruszyliśmy w drogę. Na początku było znośnie, choć trochę siąpiło. Jednak im dalej, tym było bardziej pod górę i ostatecznie nie byłam w stanie już pedałować z tym moim nieszczęsnym kolanem. Resztę drogi do przełęczy przeszłam pieszo taszcząc ze sobą rower.

Widok na przełęcz może i jest wspaniały, ale byłam tak zmęczona i zła, że było mi zupełnie wszystko jedno. Chciałam jedynie wrócić do miasta i do hostelu. Na szczęście od naszej strony droga przez przełęcz aż do Kate Kearney's Cottage (też restauracja) - koniec przełęczy jest już praktycznie cały czas w dół. Potem mieliśmy jeszcze do pokonania odcinek drogą N72 do Killarney. W sumie przejechaliśmy jakies 25km lądem i 25km wodą. Tak na prawdę zajęło nam to mniej czasu niż zakładałam i już o 16:00 byliśmy z powrotem, ale było okropnie męczące. Już wolałabym przejechać przez przełęcz konno, co też było opcją, ale potem trudno wrócić do Killarney. Trzeba znowu brać łódź, co oczywiście ciągnie za sobą dodatkowe koszta. Jedno jest pewne. Cieszę się, że już jestem na dole :-)


Przykładowe ceny:
przepłynięcie łodzią z rowerem z Zamku Ross do chaty Lorda Brandona - 15€


- Posted using BlogPress from my iPhone

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Podoba mi sie Twoje narzekanie ;).
T.
Ps. Renifer czeka