Jest tu po prostu wszystko.
Ona kocha jego, ale on kocha swoją dziewczynę pogrążoną w śpiączce.
Dziewczyna się budzi i okazuje się, że cały czas kocha innego, ale ten inny jest gejem i kocha tego pierwszego.
Pierwszego kocha też jeszcze inna, ale nie jest dobrym charakterem, więc nic z tego.
Pierwsza ma brata rodzicobójcę i była molestowana przez ojca.
Kiedy w końcu po wielu dramatach wydaje się, że on i ona będą razem, przebudzona dziewczyna stwierdza, że chyba jednak kochała tego pierwszego i ZNOWU próbuje popełnić samobójstwo.
Ostatecznie tym razem to jemu robi się coś z głową i traci pamięć.
Jednym słowem wrażeń, co niemiara, a wszystko w pięknej scenerii kościoła katolickiego, bo oczywiście on i ona są tak dobrzy, że praktycznie święci i przy dźwiękach rzewnej piosenki Utady Hikaru Eternally, która w sumie jest chyba najlepszym elementem całego tworu.
Ja nie wiem, jak ci Japończycy mieszczą tyle treści w dziesięciu odcinkach zaledwie.
Jestem pełna podziwu.
I chyba jednak zrobię sobie na jakiś czas przerwę od dram japońskich....

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz