poniedziałek, maja 25, 2009

wszędołazowe szaleństwo

Mamy w domu dodatkowe cztery kółka, na których w niedzielę postanowiłam nauczyć się jeździć.
Jest to quad, nazywany również atv, czy wszędołazem.
Wyobraźcie sobie połączenie samochodu terenowego z motocyklem i będziecie mieli quad.
Wjedzie na wszystko, przynajmniej w teorii.



Tak więc pełna zapału, rozpoczęłam naukę.
W sumie to nic trudnego.
Wystarczy tylko przestawić się, że sprzęgło jest w ręce, a biegi w nodze (na odwrót niż w samochodzie) i wszystko gra.
Najwięcej problemów sprawiło mi wrzucanie luzu, ale w końcu to też opanowałam :-D


Ubrałam długie spodnie (parzy w nogi), długi rękaw (wywrotka mogłaby być mało przyjemna) i kask (bezpieczeństwo przede wszystkim) i ruszyłam w leśną trasę prowadzącą do Kozic.
Trzy razy wpadłam w krzaki :-p
Za trzecim tak, że nie byłam w stanie sama go wytargać z powrotem na drogę.
Pozostawało albo dzwonić po pomoc, albo czekać aż ktoś się napatoczy.
No i napatoczyło się starsze małżeństwo i pomogło :-D


Wróciłam cała w błocie.
Dziś boli mnie dosłownie wszystko (od tego wydostawania się z krzaków), ale zabawa jest przednia.
Teraz przydałby się tylko jeszcze jeden pojazd, bo wiadomo, że we dwoje zawsze raźniej...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Powtarzaj za mną: ZA-ŁO-ŻY-ŁAM.

Jelithe pisze...

Nigdy mnie nie nauczysz. Próbujesz już ile lat? 4? Mogłabyś się już poddać.