poniedziałek, grudnia 10, 2007

co na prezent

Ostatnio miałam wolną sobotę (na prawdę, wcale nie żartuję) i postanowiłam poświęcić ją na znalezienie prezentów dla moich Japończyków, którzy już wkrótce wracają do Japonii, a od których sama dostałam różne rzeczy.
Niestety szukanie prezentów bez żadnego pomysłu, do tego w deszczu nie jest żadną przyjemnością.
Na szczęście po dotarciu na Rynek Staromiejski, przypomniałam sobie o prezencie, jaki ostatnio dostała na urodziny jedna z naszych tłumaczek i tak zawędrowałam schodami na piętro jednej z kamienic, gdzie znajduje się strasznie fajny sklep z przeróżnymi artykułami papierniczymi. Jego główną atrakcją są jednak przepiękne notesy firmy Paperblanks, której mottem jest:

The Journal as Functional Art

W sklepie spędziłam około godziny przerzucając notesy pasujące dla panów i wybrałam trzy przypominające starą skórę (dwa takie i jeden w takim stylu), po czym nie mogąc się oprzeć, rzuciłam okiem również na te bardziej pasujące kobiecie i tak pozbyłam się sporej sumki z konta, bo trzeba przyznać, że notesy te są okropnie drogie.

Sklep wyraźnie przygotowany na klientów szukających prezentu, bo zapewnia również ładne pakowanie.




A to nabytek dla mnie. Po bardzo długim namyślenie i przejrzeniu chyba ze dwudziestu innych, zdecydowałam się ostatecznie na ten, który jako pierwszy wpadł mi w oko.




Okładka z magnesem w środku stanowi część włosów, a po otwarciu widzimy całe oko.
Podobają mi się jego ciepłe kolory. Trzeba przyznać, że większość tych dla kobiet była bardzo barwna i wiele z nich miało ciekawe rysunki wykonane, przez różnych artystów.




Ten, to autoportret Laurel Burch plus wiersz wewnątrz okładki i na grzbiecie. Dodam tylko, że strony w środku są w linie, choć mogą być też całkiem gładkie.




A tak wygląda z tyłu


Brak komentarzy: