środa, lipca 04, 2007

koniec i początek

W piątek zrzuciłam się z bagażami do Wałbrzycha (żegnaj Warszawo), a w poniedziałek pognałam już do Torunia. W między czasie udało mi się przepakować (w zestaw, który miałam w Japonii, choć głowę dam sobie uciąć, że tym razem waliza i plecak ważyły dużo dużo więcej), spotkać z kilkoma znajomymi, a nawet zacząć uczyć się dziwnych słówek w stylu „substrat 52 cale”, „kompensacja absolutnego zera” czy „separator odśrodkowy”, no i doszły moje super koszulki robocze w kolorze czarnym. Pięć na pięć dni tygodnia. Od jutra powinnam zacząć ich używać.

Mieszkanie w Toruniu okazało się całkiem sympatyczne, choć na ostatnim piętrze i myślałam, że ducha wyzionę taszcząc swoją walizę po schodach. Osiedle też nie jest złe. W pobliżu parę sklepów. Na obrzeżach Torunia, więc blisko do pracy. Wokół pełno małych domów wyraźnie pozostałości podmiejskich, które w końcu wchłonęło miasto. Jedynym minusem są psy z tych domów. Nocami szczekają jak szalone. Na szczęście teraz chodzę już tak zmęczona, że nawet to mi nie przeszkadza w spaniu.

Brak komentarzy: