poniedziałek, października 18, 2010

podsumowanie po powrocie

Weekend się skończył, trzeba było wrócić do pracy. Znowu mam stosik zdjęć do wywołania (zapomniałam przestawić RAW na JPEG), ale przynajmniej nie ma tego tak dużo, jak zdjęć z Chin, czy nawet z Irlandii. Zupełnie nie mam czasu się nimi zajmować L

Podsumowując Budapeszt, udało nam się przeżyć czerwoną papryczkę Węgrów, choć z czterech osób na wycieczce praktycznie trzy były bliskie uduszenia (podejrzewam, że plucie papryczką w restauracji i bardzo czerwoni klienci są już tam normą), przejechaliśmy po kilka razy budapeszteńskie mosty, bo choć widzieliśmy ulicę, na którą chcieliśmy wjechać, to za cholerę nie mogliśmy tego zrobić i w kółko jeździliśmy po mostach, błądziliśmy też pół godziny po łaźniach, bo opisy może i są, ale po węgiersku, a w tak dużym kompleksie zdecydowanie przydałaby się jakaś mapa, albo chociaż mini plan dla biednego człowieczka, który nie jest obeznany, a bardzo chce znaleźć damską szatnię nie narażając się równocześnie na widok nagiego pana, którego niekoniecznie chce oglądać, mieszkaliśmy w pięknej, starej i bardzo tradycyjnej węgierskiej kamienicy z wewnętrznymi krużgankami, wykładanej marmurem, która nas wszystkich zachwyciła, spróbowaliśmy węgierskiego gulaszu (trochę inny niż ten nasz – więcej w nim warzyw), piliśmy Tokaja i nachodziliśmy się tak, że dziś wciąż czuję swoje mięśnie (mam je na pewno) nie wspominając już o obtarciach (potrzebuję nowych butów wycieczkowych, bo stare niechcący porzuciłam w Irlandii).

Generalnie same plusy. Tylko kostka Rubika była wielkim niewypałem. Znaleźliśmy ją bez większego problemu, ale cena była oszałamiająca – 6,900 Forintów, co nam daje mniej więcej 100PLN. Co zabawne na opakowaniu wyczytaliśmy oficjalnego dystrybutora – Konin, Polska. Hehehehe. Kupimy tutaj taniej.

Brak komentarzy: