piątek, lipca 30, 2010

Zielona Wyspa

Pierwsze wrażenie dotyczące Dublina - mniejszy niż oczekiwałam. No i cały czas pada. 5 min pada, 5 min świeci słońce i tak w kółko. Oszaleć idzie. Ciągle tylko rozkładałam i składałam parasol. Wylądowaliśmy planowo o 12:00 (chyba tylko Polacy klaszczą po wylądowaniu) i bez większych przeszkód trafiliśmy do naszego seledynowego autobusu Airlink 747, który jedzie do Busaras. Załapaliśmy się na luksusowe miejsca na pięterku przed samą szybą (szkoda tylko, że w pewnym momencie zaczęły po niej spłwać strugi deszczu zasłaniając cały widok). Do dworca jest jakieś 45min, a Isaacs Hostel znajduje się zaraz obok niego. Czekając na pokój spróbowałam tzw. scone, czyli taka bułeczka (a może to rodzaj ciastka) którą się je z masłem i dżemem. Po rzuceniu bagaży w pokoju, pognaliśmy zwiedzać miasto. Niezły wycisk daliśmy sobie na początek. Mam wrażenie, że przeszłam na piechotę cały Dublin. Wydaje mi się, że nie można się tu zgubić. Wystarczy widzieć spear, czyli szpilę, albo sugerować się połżeniem rzeki. Po całym mieście rozsiane są zabytki. Jeśli coś jest szare i z kamienia to to na pewno zabytek. Na dziedzińcu zamkowym natrafiliśmy na niesamowite rzeźby-babki z piasku. Trochę już się rozsypywały od tego deszczu. Ponieważ jednak było już późno nie zwiedzaliśmy żadnych wnętrz. Zrobiliśmy sobie po prostu bardzo wyczerpujący spacer. Po drodze odkryłam sieć polskich sklepów, w których można też zjeść polski obiad (my zdecydowaliśmy się jednak na tajskie zielone curry) Ogólnie w wielu miejscach wyłapuje się jakieś polskie nazwy. Słychać też wielu Polaków na ulicach. Inną fajną rzeczą są tzw. bike station, czyli automatyczne stacje rowerowe skąd można sobie wypożyczyć rower i odstawić go na stacji w jakimś innym punkcie miasta. Wszystkie maja charakterystyczny wygląd, a stacje przypominają trochę przyuliczne parkomaty i jest ich na prawdę dużo. Dublin ze swoimi ścieżkami rowerowymi jest miastem bardzo przyjaznym dla rowerzystów.

P.s. Znalazłam owce :-D

Nasz hostel:



Pomnik Molly Malone:

Stacja rowerowa:

Nie mam pojęcia, co to za pomnik, ale pełno go w całej Irlandii:

Chiński fast food, w którym mieliśmy nasz pierwszy posiłek :-D

Rzeźbiący w piasku na Grafton Street:

Dublin Castle:

i rzeźby z pisaku na dziedzińcu:

Na koniec kilka dublińskich widoczków:


Dla zainteresowanych więcej zdjęć tutaj.


Przykładowe ceny:
hostel - 18€
kawa - 2€
Airlink z lotniska - 6€
obiad - 9€


- Posted using BlogPress from my iPhone
Location:Dublin

2 komentarze:

Monika pisze...

Jeszcze tam pojadę ... muszę zebrać się w sobie :]

Anonimowy pisze...

Ja znalazlam renifera - szykuj stajnie (Tachi)