czwartek, kwietnia 08, 2010

z życia tłumacza-robola: sztywne zasady japońskiej hierarchii

Choć przez całe studia zagłębiałam kulturę japońską, a już od kilku lat pracuję z Japończykami, wciąż potrafią mnie zwyczajnie zadziwić. Czasami będąc w pracy mam wrażenie jakbym oglądała w zoo egzotyczne stwory. 

Prosty przykład. Od kwietnia do Polski przenosi się nasz prezes Japończyk, co oczywiście wiąże się z cała masą spraw organizacyjnych, które trzeba załatwić przed jego przeprowadzką. Najpierw mieszkanie - nie może być tańsze od mieszkania vice prezesa (też Japończyk)  – naturalne i zrozumiałe (w końcu piramida hierarchii nie jest tylko ozdobą i musi prawidłowo funkcjonować w każdym aspekcie), dlatego prezes pierwsze, o co pyta po wejściu do lokalu to cena. Jeśli jest za niska, to dziękujemy. Nie ważne, że mieszkanie jest wypasione, ma wannę z masażem i inne bajery. Na używane kręci nosem i musi mieć KONIECZNIE wannę (Japończyk bez tego się nie obejdzie, o czym wiedzą już wszystkie okoliczne agencje nieruchomości, bo mój przypadek ewenementem nie jest) i do tego japońską telewizję. No więc bądź tu mądry i znajdź mu takie mieszkanie, które równocześnie będzie droższe niż to vice prezesa.Wierzcie mi, w tym mieście na prawdę trudno o coś takiego w „odpowiedniej” cenie. 

Kolejna rzecz to samochód. Co z tego, że mamy jeden, którego nikt nie używa. Nie, prezes musi mieć NOWY. Musi w nim być automatyczna skrzynia biegów (bo dowiedziałam się, że przy manualnej boli go noga od naciskania sprzęgła) i panel z wbudowaną nawigacją (bo przecież mógłby się zgubić). Do tego samochód chce mieć NATYCHMIAST. Żadne czynniki stojące na przeszkodzie nie są ważne. Ma być w tym miesiącu i koniec. 

Jako osoba odpowiedzialna za wszelkie sprawy tego typu (w tym zakup samochodu) najwyraźniej zawaliłam (termin dostawy auta o 6 dni za późno). Może powinnam napisać jakiś list z przeprosinami i się pokajać...


Edit (9.04.2010, piątek)

Jednak koniecznie muszę iść się pokajać w zawiązku z tym samochodem. Ponieważ nie zorganizowałam go na czas, vice prezes musi pożyczyć prezesowi swój samochód, który jest trochę mniej używany od tego drugiego (ale też nie ma automatycznej skrzyni biegów ani wbudowanej nawigacji), a sam będzie jeździł przez 4 dni (do czasu dostarczenia nowego) tym trochę bardziej używanym. Oj zawaliłam, zawaliłam….

3 komentarze:

Monika pisze...

No faktycznie, masz w plecy :)

Unknown pisze...

To dziwne Party, mnie zawsze noga bolala od gazu. Widocznie japonskie nogi maja inna konstrukcje :)

Anonimowy pisze...

Dzieki za ciekawy blog