piątek, marca 20, 2009

własne dwie płozy

Jazda na łyżwach na tyle mnie wciągnęła, że w sobotę pojechałam do sklepu sportowego i zakupiłam własne.
To dobry moment na takie zakupy, bo sezon zimowy się kończy i wszędzie są wyprzedaże.
Przymierzyłam kilka różnych firm i ostatecznie zdecydowałam się na Aurorę firmy Bladerunner.
Jestem z nich szalenie zadowolona.
Nie dość, że ładne co niemiara, to do tego jeszcze wygodne i stopa prawie mnie nie boli.
Po kilku jazdach przestanie boleć zupełnie, jak już but i noga bardziej się ze sobą zgrają.


Przed zakupem oczywiście jak to ja, odczuwając silną potrzebę nagromadzenia informacji w dziedzinie, przejrzałam masy stron i forów internetowych w poszukiwaniu informacji, jakie łyżwy kupić.
Dla laika nie jest to taka prosta sprawa.
Trzeba się zdecydować, czy łyżwy mają być figurowe czy hokejowe (ząbki czy bez ząbków).
Wiązane skórzane czy plastikowe na zatrzaski (wyglądają zupełnie jak buty narciarskie, co uważam odbiera wiele uroku łyżwie).
Jeśli wiązane, to trzeba wybrać dobry but, który jest na tyle sztywny, że ochroni kostkę.
Do tego dobre ostrze, prawidłowo przymocowane do buta.
Czyli wszelkie krzywizny i nierówności odpadają :-)
Tylko jak zobaczyć, czy ostrze jest ok, skoro nie ma się o tym pojęcia?
Po wyczytaniu tego wszystkiego czułam się na prawdę niezbyt pewnie idąc do sklepu.
Wiedziałam, że łyżwy mają być figurowe i wiązane.
I że w żadnym razie nie powinno się ich kupować w markecie, bo tam na ogół są owszem tanie, ale też kiepskiej jakości.
W sumie chciałam sobie kupić Laurę firmy Botas, która była zachwalana w Internecie jako dobry sprzęt dla początkujących, ale nie było.
Przymierzyłam za to nasze rodzime Agaty, ale jakoś nie przypadły mi do gustu.
Dziwnie się układały w kostce.
No i okazało się, że chociaż na wypożyczalnie zawsze biorę swój normalny numer buta i jest ok (plastikowe na zatrzaski), to tu nagle normalny okazał się za mały, a większego o numer nie było.

Tak więc ostatecznie stałam się dumnym posiadaczem ślicznej, kremowej Aurory.
Tu również mój normalny numer buta był za mały, ale dostałam połówkę.

Pozostała jedynie kwestia naostrzenia ich.
Zrobiło to lodowisko, ale o dziwo nie mogli od ręki, bo ich osoba ostrząca pracuje do 16.00, co mnie automatycznie dyskwalifikuje jako klienta.
Musiałam zostawić łyżwy na noc, by naostrzono mi je w ciągu dnia.
Przyznam, że trochę się obawiałam, że zaraz się poobijam, jak nie połamię wychodząc na lód w ostrych łyżwach, więc poprosiłam, by naostrzyli je tylko odrobinę, dla osoby całkowicie początkującej.

Próbę generalną miałam w środę i po prostu marzenie.
Nawet ja, nie umiejąc jeździć, jestem w stanie poczuć tę kolosalną różnicę między plastikowymi łyżwami z wypożyczalni, które jak teraz o tym myślę, najwyraźniej potrzebują już ostrzenia, a porządnymi (chyba porządnymi, bo na 100% nie jestem pewna, czy wybrałam łyżwy dobrej jakości) łyżwami ze świeżo naostrzoną płozą.
Różnica jest kolosalna i ślizgawki podobają mi się jeszcze bardziej niż na początku :-D

Brak komentarzy: