niedziela, listopada 18, 2007

sezon prezentów

Od jakiegoś czasu mamy w pracy sezon wyjazdów i powrotów, który jak zauważyłam wiąże się zazwyczaj z górą drobnych upominków. Wypad trenerów japońskich do domu na tydzień, czy dwa daje również świetną okazję do składania zamówień i w ten prosty sposób dorobiłam się dwóch butelek przedniego umeshu, bo gdy powiedziałam jednemu, że lubię wino śliwkowe i chętnie dostanę takie w prezencie, drugi od razu też stwierdził, że i on mi je przywiezie. Tak więc mam i trzymam na potem :)


Z kolei od tych, którzy przyjeżdżają po raz pierwszy, można dostać przeróżne drobiazgi. Tak trafiła do mnie apaszka razem z potężnym klepnięciem w ramię na środku hali od naszego największego krzykacza (aczkolwiek bardzo sympatycznego, mimo wysokiego głosu i pewnej nerwowości - od razu uprzedzę, że to nie przeze mnie jest taki nerwowy, bo nic mu nie zrobiłam, jakby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości).


Z pewnym wstydem muszę przyznać, że nie mam pojęcia od kogo jest podstawka z gejszą. Została mi przekazana przez naszego menedżera, bo ktoś mu zlecił wręczyć ją tłumaczce Maru-chan. Tak więc bez wątpienia to dla mnie. Ofiarodawca pozostanie dla mnie tajemnicą, choć możliwości zawężają się tylko do osób, które ostatnio wyjechały.


Jak już mowa o menedżerze, to on również niedawno przyniósł mi oryginalny upominek. Ostatnimi czasy codziennie wieczorem słyszę niezmiennie, jak rzuca w przestrzeń pytanie, co by tu dzisiaj zjeść na kolację (zamówił drogą internetową jakieś niepojęte ilości jedzenia japońskiego, głównie w postaci zupek zalewajek i tym podobnych szkodliwych dla zdrowia rzeczy). I niezmiennie odpowadam mu, że osobiście nie mam takiego problemu, bo ja nic nie mam do jedzenia, gdyż za dużo pracuję i nie mam czasu nawet na zakupy (to taka aluzja), ewentualnie w kuchni może mi się plątać jakieś zapomniane jabłko. Człowiek najwyraźniej nie pojął mojej aluzji, która odnosiła się do godzin pracy i przyniósł mi trzy opakowania gotowego ryżu o tajemniczym opisie サトウのごはん (ryż cukrowy?) i dwie paczki zalewajek misoshiru, obwieszczając wszem i wobec, że odżywiam się dużo gorzej niż on, co musiało bardzo go podnieść na duchu.


Ryżu jeszcze nie jadłam, ale mam nadzieję, że nie jest słodki, jak wskazuje jego nazwa, bo znowu od jednej z tłumaczek, która kończyła już pracę, dostałam sos do yakisoba i curry. A słodki ryż nie będzie mi zbytnio do tego pasował.


Na wieść o moim nieszczęsnym żywocie, Asia, jedna z dziewczyn z hali przyniosła mi bochen chleba. W pobliżu domu ma piekarnię, gdzie pieką chleb tradycyjnymi metodami według domowego przepisu. Muszę przyznać, że na prawdę był bardzo dobry. Zdjęcia nie ma, bo chleb już zjadłam i nie myślałam wtedy o fotografowaniu.

Na szczęście dzisiaj sobota, więc mogłam po pracy wyskoczyć na zakupy i nawet nabyłam składniki, żeby zrobić curry. W końcu ja również użyję kuchni do czegoś innego niż ugotowanie wody na herbatę ;)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

To kiedy ktoś przywiezie ci soba-mayo? Bo ja bym zjadła. Jestem skłonna nawet specjalnie w tym celu przyjechać do Torunia.

PS Chętnie pomogę ci z 梅酒 ^_^

Jelithe pisze...

Jak mi przykro, właśnie kończę wcinać yakisoba mayo. Dziś dostałam :D Potem wrzucę zdjęcie byś mogła sobie powspominać ;p

Anonimowy pisze...

Okrutna.