niedziela, listopada 11, 2007

Życia tłumacza-robola ciąg dalszy

Ostatnio pewna istota zwróciła mi uwagę (i to dosyć bezczelnie wysyłając mi mailem adres tego bloga), że czuje się on bardzo samotny. Tak więc przejęta jego losem, postanowiłam go odwiedzić i zobaczyć, co u niego słychać. Faktycznie, marnie z nim.
Moje trzymiesięczne baito stopniowo zmieniło się w regularną pracę. Początkowo miałam siedzieć w fabryce do końca września, ale ostatecznie zgodziłam się zostać miesiąc dłużej, a potem kolejny i teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie wracam jeszcze w rodzinne strony.
Przez ten czas zdążyłam się przeprowadzić do nowego mieszkania, dodam, że wygląda dużo lepiej od poprzedniego, które wprawdzie czyste i przestronne, ale jednak miało zero osobowości. Nie wspominając o starej wersalce, na którą byłam skazana i której sprężyny odczuwałam każdą częścią mojego ciała.
Tłumacze w fabryce też się pozmieniali i nowi straszą mnie teraz swoją wiedzą i doświadczeniem. Poza tym z dnia na dzień coraz bardziej przemieniam się w regularnego pracoholika i już nawet jak mam wolne, co zdarza się bardzo rzadko i tak myślę o pracy. W sumie trzeba też przyznać, że na nic innego nie mam czasu pracując codziennie od 11 do 22 i mając wolne tylko w niedziele. Dobrze, że istnieje coś takiego jak zakupy przez Internet, bo w przeciwnym razie pewnie nie miałabym co zrobić ze swoją pensją i bezsensownie odkładałaby się na koncie. Zamiast tego stwierdziłam, że w końcu dojrzałam do PS2 i takową nabyłam, nieźle się najpierw męcząc by znaleźć tę wściekle różową wersję, bo żadna inna oczywiście nie wchodziła w grę i tak mój majtokowo-różowy DS ma teraz młodszą siostrę.
Oto ona :D


Póki co jedyne gry jakie posiadam na nią to Final Fantasy X i XII oraz dwie mało interesujące pozycje, które dostałam razem z konsolą, a które zupełnie mnie nie zainteresowały, ale i tak z braku czasu tylko niekiedy poświęcam rankiem pół godziny swej uwagi Tidusowi i jego przygodom.


Dzięki już wcześniej wspomnianej możliwości zakupów przez Internet poszerzyłam swoją kolekcję gier. Moje najnowsze nabytki:


A tutaj już tylko moja pełna kolekcja gier na DSa. Nie jest zbytnio imponująca.


Po wypróbowaniu obu wersji językowych najnowszej Zeldy na DSa, nie mogłam się powstrzymać, by nie sprowadzić sobie wersji japońskojęzycznej. Ona ma CZYTANIA ZNAKÓW, które pojawiają się po dotknięciu stylusem złożenia. Odurzające :D Dzięki temu bije na głowę wersję europejską, która nie dostarcza takich rozrywek i nie ma na co kliknąć, by się pojawiły czytania :( Język łaciński definitywnie zmniejsza frajdę. Nie wspominając już o tym, że gra jest po prostu śliczna. Wystarczy spojrzeć:

Fabułę też ma niczego sobie i przez cztery dni pobytu w domu, gdy musiałam zmienić opony na zimowe (bo co by było, gdybym przez śnieg nie mogła dojechać do pracy), nie mogłam się od niej oderwać. Jedynie raz, o jakiejś późnej godzinie nocnej, gdy za ścianą spali rodzice, a gra wymagała ode mnie krzyknięcia w mikrofon, musiałam niechętnie odłożyć ją do rana ;)

Brak komentarzy: