Jesteśmy już w Luoyang. Mam już wrażenie, że zaczynamy zbliżać się do końca
naszej podróży.
Pociąg z Chengdu oczywiście był opóźniony i zamiast jechać 20h jechaliśmy
jakoś 22h. Zdążyłam już się przyzwyczaić. Po wyjściu z dworca Luoyang lokalni przypuszczają
atak na obcokrajowców. Każdy chce nam coś zaproponować: nocleg w hotelu, dojazd
do Shaolin, grot Longmen, Xi'an. Zapewne można by tu załatwić wszystko, choć oczywiście
płacąc za to z 5 razy więcej niż się powinno. Jednej kobiecie udało się nas namówić
na zaprowadzenie do hostelu. Miała ten, który chciałyśmy i prowadziła za darmo
(pewnie dostaje jakąś prowizję z hostelu od każdego sprowadzonego klienta).
Jednak zamiast zaprowadzić nas do hostelu, zawiodła nas pod jakiś hotel. Ostro
wkurzone kazaliśmy jej się odczepić i z mapą w przewodniku ruszyłyśmy do
pobliskiego Mingyuan Youth Hostel. Naszym priorytetem tym razem była możliwość
zrobienie prania, bo po konnej wędrówce nasze rzeczy są w opłakanym stanie.
Dlatego pierwsze co, to upewniłyśmy się, że mają pralkę dla gości. Jednak,
kiedy chciałyśmy iść robić pranie, wyszło na jaw, że owszem mają taką opcję,
ale za 5RMB od rzeczy, gdzie jakaś pani zabiera wszystko do domu i tam pierze.
Phi. I znowu zirytowane zabrałyśmy nasze bagaże, wymeldowałyśmy się i poszłyśmy
szukać Luoyang Jujia Hostel, który stoi najwyżej w rankingu na www.hostelworld.com. Jednak znalezienie go okazało się nie być taką prostą sprawą. Ponieważ nie wiedziałyśmy
jak do niego dotrzeć z dworca, postanowiłyśmy szarpnąć się na taksówkę. Taksówkarz
oczywiście nie chciał nas zawieść z taksometrem, tylko zażyczył sobie 30RMB. Po
targach zeszliśmy do 25RMB (powinno nas to kosztować tak na prawdę ok 17RMB).
Hostel okazał się prawdziwym zaskoczeniem.
Po pierwsze jest bardzo daleko od dworca, a po drugie znajduje się po prostu
na 7 piętrze bloku mieszkalnego. Jest to zwykłe mieszkanie przerobione na
pokoje gościnne. Mieści się tam max. 8 osób. Prowadzi go ojciec z małym synem. Właściciel
jest na prawdę miły i pomocny, choć słabo mówi po angielsku (komunikacja odbywała
się za pomocą tłumacza internetowego), jednak sam hostel wydaje się być raczej
nielegalnym interesem. Choć oczywiście spisano nasze dane na specjalnej karcie
meldunkowej, to jednak uważam, ze to tylko pic na wodę, szczególnie, ze mały
zawsze sprowadza gości po schodach i wyprowadza z osiedla. No i nie pozwolił zrobić
zdjęcia bloku. W sumie plusem jest cena (30RMB za noc) i to, że jest na prawdę
czysto. Do tego darmowy Internet i co nas najbardziej interesowało - możliwość
zrobienie prania, bo już się zaczynałam zastanawiać, w czym Będę chodziła przez
kolejne dni.
W hostelu spotkałyśmy Włocha, który zaproponował nam kolacje z jego chińskimi
znajomymi. Włoch rzucił pracę i podróżuje po świecie. Był już w Japonii i wyraźnie
upaja się wolnością. Chińscy znajomi, którzy przedstawili się jako Garfield (dziewczyna
jest fanka rudego kota) i chłopak Garfield, okazali być się bardzo mili.
Pokazali nam starą część miasta i nawet byli w stanie opowiedzieć trochę o
historii. Do tego dzięki nim spróbowaliśmy pysznych owoców na patyku zalanych
cukrem. Mniam. Wyglądają jak małe jabłuszka. Nie mam pojęcia, co to za owoc.
Na kolacje poszliśmy do restauracji na tradycyjny dla tego regionu
"bankiet wodny". Jest to zestaw od kilku do kilkunastu dań, głównie w formie
zupowatej (dlatego bankiet nazywa się wodnym). Były na prawdę dobre. Najbardziej smakowały mi ziemniaki na słodko. Włoch
został namówiony na udowodnienie, ze jest prawdziwym mężczyzną i razem z chłopakiem
Garfield wypili butelkę 54% alkoholu, który wypalał przełyk (spróbowałam odrobinę). My pozostałyśmy przy piwie.
Po kolacji ruszyliśmy jeszcze do baru prowadzonego przez ich znajomego. Tam
nastąpiły kolejne kolejki piwa i nauka pijańskiej gry w kości. Nasz Włoch zaczepiał każdą mijaną Chinkę i próbował jej powiedzieć po chińsku, że
jest piękna. Niezbyt mu to wychodziło. Szczególnie, że "dzień dobry" po chińsku
w jego wykonaniu brzmiało bardziej jak "siku", co wywoływało uśmiech
na twarzach przechodniów.
Ostatecznie do hostelu wróciliśmy dobrze po północy. Zaniepokojony właściciel
wydzwaniał już na telefon Garfield a jego syn stał na czatach przy bramie
osiedla, by nas wprowadzić do środka.
Jak nic to musi być nielegalny interes.
Okolica hostelu Luoyang Jujia - normalnie jak chińskie Podzamcze :-)
Wnętrze autobusu w Luoyang
Przykładowe ceny:
Luoyang Jujia Hostel - 30RMB / noc
wodny bankiet - 31RMB / osobę
autobus miejski - 1RMB
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz