Dziś dotarłyśmy do Kratie i znowu jest nam ciepło! W końcu tropiki, które znamy i kochamy. Przyjechałyśmy tu bez większych problemów bardzo napakowanym minibusem z Sen Monorom, który o dziwo był o czasie! To coś nowego w Kambodży. Nawet skuter przewoziliśmy na siedzeniach dla pasażerów! Tutaj WSZYSTKO da się przewieźć. Ale przynajmniej przywiązali go sznurkiem do poręczy tak dla bezpieczeństwa :-P
Nasz minibus z motorem i tłumem Khmerów:
Nasz tutejszy hostel Balcony to bardziej home stay niż guesthouse. W sumie nie jest źle, bo mamy swój własny pokój, ale ludzie w dormitorium trochę narzekają, że rodzina też śpi z nimi w sali. No i jest tylko jedna łazienka, z której korzystają i domownicy i goście. To trochę uciążliwe. Za to zdecydowanym plusem jest ciepła woda. Po raz pierwszy od przyjazdu! No i miejsce ma pewien klimacik i całkiem fajny widok na Mekong, więc w sumie nie ma co narzekać.
Tak właśnie wygląda nasze obecne lokum:
Jako, że podróż zajęła nam połowę dnia, postanowiłyśmy dziś już za bardzo nie szaleć i tylko popłynąć sobie na niewielką wyspę Koh Trong i objechać ją dookoła rowerem. Można się na nią dostać promem z Kratie za 1000 rieli (0,25$), który płynie ok 10 min, a wypożyczalnia rowerów jest zaraz po zejściu z plaży, która tak w ogóle wygląda niesamowicie, jak taka mini pustynia, bo ciągnie się i ciągnie i nawet położyli na niej taki szlak z desek, by skutery-taksówki mogły podjechać do portu i zgarnąć klientów prosto z promu. Na promie miałyśmy grupę nastolatek i szalenie mnie zafascynowało to, jakie buty noszą :-D Głównie są to wszelkiego rodzaju klapki i japonki, ale jedna miała pluszowe kapcie-klapki z pluszowymi główkami piesków na końcówkach. Ogólnie Khmerzy ubierają się dziwnie i wiele osób jak dla mnie chodzi tu w pidżamach.
Zejście z promu i plaża na wyspie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz