A. całą noc chorowała. Ja też nie czuję się najlepiej. To chyba to
khmerskie curry, które wczoraj jadłyśmy. I znowu opróżniamy nasze
apteczki w poszukiwaniu leków na żołądek :-/ O świcie zwlokłam się z
łóżka i poszłam na recepcję po dokładkę papieru toaletowego i kubek do rozpuszczania w nim leków. Znalazłam też śniadanie. Znowu trzeba dietę
zastosować. Sama zjadłam na dole w towarzystwie bardzo pogryzionej przez
komary Niemki (u nas Stefan chyba załatwiła latające pijawki, bo na nas
nic się w nocy nie stołowało), a A. dostała śniadanie w postaci suchych
tostów do łóżka. Ok. 12:00 grzecznie przeniosłyśmy się do naszego docelowego
hotelu. Pokój mniejszy, łazienka mniejsza, ale przynajmniej jest
czyściej. Szkoda tylko, że Stefan nie zdecydowała się przenieść razem z
nami. Resztę dnia spędziłyśmy robiąc nic. Przespacerowałyśmy się tylko
po miasteczku. Masy tu kramów z koszulkami, chustami, itp. dobrami dla
turystów. Na nic więcej nie mamy siły :-(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz